


Wieczór romantycznych uniesień
W środowy wieczór podziwialiśmy baletowe arcydzieło twórców francuskiego romantyzmu. „Giselle” to balet fantastyczny zapisany przez Heinricha Heinego na podstawie zasłyszanej przez niego legendy. Wspaniała inscenizacja plastyczna, drobiazgowo opracowane projekty dekoracji i kostiumów, a przede wszystkim mistrzowskie choreografie i taniec artystów Polskiego Baletu Narodowego wprowadziły wszystkich w oniemienie. Oddziaływały na wszystkie zmysły, ciesząc oko i ucho widza. Balet był wielokrotnie pokazywany w Warszawie, po raz pierwszy prawie 200 lat temu na scenie Teatru Narodowego. Do dziś zachwyca mistrzowskimi popisami tancerzy, ich aktorską grą oraz czaruje pięknem zespołowych tańców zbiorowych. W końcu namiętność i zmysłowość, tajemniczość i baśniowość t o cechy, które dominują i poniekąd definiują epokę romantyzmu, którą tak wielu z nas nosi w sercu.


Gdybym był trochę młodszy, wróciłbym pieszo do ojczyzny


Spełnione marzenia
Moja prababcia Janina Dembicka urodziła się w 1926 roku na wsi, w obwodzie Chmielnickim. Od 1920 roku Kamieniec Podolski (stolica obwodu chmielnickiego) znalazł się na terenie radzieckiej Ukrainy, choć w okresie wojny polsko-bolszewickiej miasto pozostawało pod polską administracją, jednak były to już tereny odebrane Polsce.
Prababcia miała siedmioro rodzeństwa. Jej rodzice, Włodzimierz i Emilia Dembiccy, zostali wraz z dziećmi deportowani do Kazachstanu w 1936 roku. Moja prababcia miała wtedy zaledwie 10 lat. 6 lat później została przydzielona do pracy w cegielni, skąd wraz z koleżanką próbowały uciec. Niestety, zostały złapane w innej wsi, skazane za ucieczkę i wysłane do obozu. Po 2 latach pobytu w nieludzkich warunkach obozowych, poznała mojego pradziadka Olszewskiego Dionizego i wkrótce się pobrali. On także pochodził z represjonowanej rodziny i, podobnie jak ona, służył w armii robotniczej w latach 1944-1945, ale nie na terytorium Kazachstanu, tylko na Uralu. Mieli czworo dzieci, jednym z nich jest mój dziadek. Mieszkali na wsi, a później przenieśli się do Celinogradu (teraz Astana), gdzie pozostali do końca swego życia. Prababcia pracowała w fabryce, a potem jako pielęgniarka. Pradziadek pracował w kopalni węgla kamiennego w m. Karaganda. Także był muzykantem i grał w przedstawieniach w grupie teatralnej. Moja prababcia zawsze opowiadała mi o Polsce, o swoim dzieciństwie i tęsknocie za ojczyzną, a mój pradziadek często pisał i czytał po polsku, aby nie zapomnieć swojego ojczystego języka. Chcieli wrócić, jednak niestety nie mogli. Ale ich dzieci przeprowadziły się do Polski i spełniły to wielkie marzenie. A ja dziś z dumą uczę się języka polskiego, poznaję polską literaturę i tradycje. Marzę, by za kilka miesięcy zdać polską maturę. Chciałabym, by moi dziadkowie byli ze mnie dumni. Wszyscy mi kibicują. W końcu spełniam nie tylko swoje marzenia!
Darya Kushnaryova


Na dalekim stepie
Mam na imię Ewa, pochodzę z Kazachstanu, mam 16 lat i obecnie pierwszy rok uczę się w liceum w Polsce. Dowiedziałam się o szkole dzięki znajomym, którzy się tutaj uczą. To było moje marzenie, żeby pójść w ich ślady. Spróbowałam złożyć dokumenty i udało się! Oczywiście nauka nie przychodzi łatwo, nawet biorąc pod uwagę, że wcześniej uczyłam się języka polskiego przez 3 lata, to i tak mi się podoba! Moja rodzina składa się z sześciu osób. Mój ojciec Stanisław wychowywał się w polskiej rodzinie, a także pracował w Polsce, w małym miasteczku niedaleko Białegostoku jako budowniczy. Budowali dom opieki dla starszych repatriantów. To właśnie po tacie mam polskie korzenie. Dlatego miłość do polskiej kultury, tradycji i narodu miałam od urodzenia. Bardzo lubię polską kuchnię, a także polskie tradycje. Wychowałam się w katolickiej rodzinie, dlatego bardzo ważne są dla mnie święta katolickie. Mam też dwie babcie – Józefę i Romunaldę. Są represjonowane. Ich rodzice, a moi pradziadkowie – Wiśniewska Emilia i Wiśniewski Bronisław zostali wygnani w 1936 roku z Kamieńca Podolskiego, ze wsi Świrszkowce (obecnie zachodnia część Ukrainy). Do Kazachstanu przybyli 23 września 1936 roku. Na stacji Akmolinsk załadowano ich do samochodów i wywieziono na step do punktu 29, obecnie wioska Nowoiszimka. Nie było mieszkań, kopali ziemianki i budowali sobie mieszkania z murawy. Jesień była bardzo zimna, warunki atmosferyczne utrudniały funkcjonowanie. Moim pradziadkom zmarła czternastoletnia córka, rok po ich zesłaniu. Ludzie chorowali i często umierali z wycieńczenia i głodu. Aby się ogrzać, zbierali obornik, trzcinę. Wielu wysiedlonych ludzi zostało rozstrzelanych, ponieważ w tym czasie, zgodnie z dokumentami, które widzieliśmy w Karlagu, obecnie Muzeum Regionu Karagandy w wiosce Dolinka, komendanci wiosek mieli plus za wydanie ludzi do rozstrzelania. Dokumenty wskazują, że na 10 osób, 4 osoby brano na rozstrzelanie. Pradziadek i jego brat mieli wykształcenie medyczne, czyli byli przedstawicielami inteligencji, która według sowieckiego ustroju stanowiła zagrożenie dla władzy radzieckiej. Z tego powodu brat pradziadka został rozstrzelany.
Będąc w Kazachstanie brałam udział w różnych konkursach organizowanych przez ambasadę, pisałam eseje na temat “Deportacja”, a także brałam udział w projekcie pt. “Jak przebiegała deportacja Polaków do Kazachstanu?”, tańczyłam w polskim zespole “Kujawiaczek” i brałam czynny udział w życiu swojego środowiska polonijnego. Moja krewna, Helena Rogowska, jest również obecnie przewodniczącą towarzystwa polonijnego w Astanie, zwanego “Polacy”.
Kilka miesięcy, które już spędziłam w Polsce są dla mnie bardzo cenne. Staram się jak najwięcej uczyć, a w wolnym czasie od zajęć lubię czytać książki. To głównie literatura współczesna, lubię takich pisarzy jak Anna Jane czy Oscar Wilde.
