To już mój czwarty rok pobytu w Warszawie i w Kolegium św. Stanisława Kostki. Ta szkoła ma szczególne znaczenie dla mnie, ponieważ umożliwiła mi powrót do ojczyzny moich przodków i poznać kulturę i historię kraju, w którym żyli i wychowywali się. Niestety w wyniku deportacji na wschód i zmieniania granic Polski, wielu obywateli pozostało poza jej granicami i wielu z nich już nie miało możliwości, aby wrócić. Taka sytuacja dotknęła również i naszą rodzinę.

Mój prapradziadek, Piotr Czeczel, był Polakiem. Urodził się we wsi Psary (teraz Pryozerne, obwód Iwanofrankowski), gdzie przez całe życie mieszkał ze swoją rodziną. Ojciec nazywał się Iwan, a matka Darka. Było ich czworo dzieci w rodzinie – brat Akmeliam i dwie siostry: Pola i Katarzyna. Chodzili wszyscy do polskiej szkoły. W wolnym czasie bardzo lubili zbierać się całą rodziną w pokoju i czytać książki w języku ojczystym. Starali się jak najwięcej podtrzymywać język polski w domu. Piotr ożenił się z Ukrainką Marią. Mieli tylko jednego syna, Stefana, który również chodził do polskiej szkoły i zdobywał dużo wiedzy o polskiej kulturze i historii.

Prapradziadek po zakończeniu szkoły poszedł pracować do pałacu hrabiego rodu Reja. Najpierw pracował jako koniuszy. W czasie wolnym od pracy chodził na scholę, gdzie grał na cymbałach, a jego żona Maria śpiewała i w ten sposób razem uczestniczyli w chórze kościelnym. Każdej niedzieli z całą rodziną przychodzili do kościoła, który mieścił się na terytorium pałacu. Również razem z chórem śpiewali na różnych przyjęciach u grafa Reja. Pałac działał do 1939 r.

Po II wojnie światowej Ludwik Rej opuścił majątek i wyjechał do Paryża. Zawierucha wojenna bardzo zniszczyła pałac. Budynek po wojnie przeszedł wiele zmian. Był wykorzystywany jako szkoła rolnicza, szpital psychiatryczny, internat dla studentów, a ostatnio jako klasztor. W końcu stał się ruiną. Dziadek bardzo nad tym ubolewał, tak wiele łączyło go z tym wspomnień. Przez całe życie prapradziadek starał się podtrzymywać w swojej rodzinie polskiego ducha. Bardzo kochał Polskę. Został pochowany razem ze swoją żoną na polskim cmentarzu w rodzinnej wsi. Teraz są to ziemie ukraińskie. Fotografie rodzinne zostały spalone w domu podczas wojny, nic nie udało się uratować. Czasami babcia lubiła mi opowiadać o swoim dziadku, a ja z dużą chęcią jej słucham. Od dzieciństwa wiedziałam o swoich korzeniach polskich. I tak już od małego dziecka pielęgnowałam w sobie miłość do ojczyzny dziadków. Od 9. roku życia chodziłam na Ukrainie również i do polskiej szkoły, gdzie przez 5 lat poznawałam język, historię i kulturę Polski. Już wtedy zaczęłam jeździć do różnych polskich miast, zwiedzając wiele zabytków. W wieku 14 lat zdecydowałam się przyjechać do Polski i tam uczyć się. Razem ze swoją rodziną wyjechałam do Warszawy, gdzie mieszkam już 4 lata. Bardzo się cieszę z tego powodu, że mogę powrócić do swojej ojczyzny i zdobywać dużą wiedzę o historii i kulturze tego kraju.

Mariia Sapsa