Jak świętowaliśmy 1 czerwca – Dzień Dziecka w naszej szkole…
2 czerwca w naszej szkole odbyło się naprawdę niezapomniane święto z okazji Dnia Dziecka. Ten dzień był prawdziwym początkiem letniego nastroju i przyniósł uczniom i nauczycielom wiele uśmiechów, radości i niezapomnianych wrażeń! Już od rana w szkole panowała prawdziwie świąteczna atmosfera: grała muzyka, przygotowane były tematyczne strefy, a dzieci — w doskonałych humorach — nie mogły się doczekać rozpoczęcia zabawy.
Warsztaty robienia bransoletek
Dla dziewczynek przygotowano ciekawe warsztaty z robienia bransoletek z koralików. Pod okiem opiekunów i wolontariuszy dziewczynki uczyły się dobierać kolory, poznawały techniki zaplatania i z dumą prezentowały swoje pierwsze rękodzieła. Wiele z nich zrobiło bransoletki nie tylko dla siebie, ale też na prezent dla mamy, przyjaciółki czy siostry. To była nie tylko zabawa, ale i rozwijająca praca twórcza.
Drewniane modele do składania
Chłopców szczególnie wciągnęła strefa z drewnianymi modelami. Mieli oni okazję złożyć modele samochodów, samolotów, statków i wielu innych ciekawych konstrukcji. Uczestnicy skupiali się na pracy, wymieniali się poradami i wzajemnie sobie pomagali. Gotowe modele dzieci zabierały do domu jako pamiątkę z wydarzenia i dowód swojej pracy.
Malowanie twarzy (akwarela)
Ogromną popularnością cieszyła się również strefa malowania twarzy. Kolejka do artystów nie kończyła się przez cały dzień! Dzieci zamieniały się w tygrysy, motyle, superbohaterów i postacie z bajek. Ich twarze promieniały radością, gdy patrzyły na siebie w lusterku. Kolory, brokat i szerokie uśmiechy stworzyły prawdziwie magiczną atmosferę.
Ciekawe eksperymenty fizyczne
Jednym z najciekawszych i najbardziej edukacyjnych punktów programu była strefa eksperymentów fizycznych. Dzieci z zainteresowaniem obserwowały, jak zmienia się kolor cieczy, jak przedmioty „unoszą się” w powietrzu dzięki strumieniom powietrza, jak powstaje miniaturowy wulkan czy bańki mydlane o nietypowych kształtach. Niektórym eksperymentom towarzyszyły „wybuchy”, dym i efekty specjalne, które wywoływały salwy śmiechu i oklaski. Nauczyciele opowiadali o zjawiskach w przystępny i ciekawy sposób, co rozbudziło w wielu dzieciach chęć do dalszego odkrywania nauki.
Słodkości i poczęstunek
Nie zabrakło też słodkości! Wszystkie dzieci mogły skosztować waty cukrowej i kolorowych cukierków. Różowo-białe „chmurki” z waty cukrowej cieszyły się powodzeniem zarówno wśród młodszych, jak i starszych uczniów. Słodki smak tylko dopełnił atmosferę radości i beztroski. W naszej szkolnej cukierence słodkości wydawała pani Renatka – pszczółka oraz pani Kasia księżniczka.
To był prawdziwy dzień dzieciństwa — radosny, kolorowy, pełen uśmiechów i ciepła. Serdecznie dziękujemy wszystkim organizatorom, nauczycielom, rodzicom i uczniom, którzy pomogli stworzyć to piękne wydarzenie. Niech lato zacznie się właśnie takim uśmiechem, jaki widniał na twarzy każdego dziecka tego dnia!
Biryukova Antonina
Dzień dziecka!!
W Polsce obchodzimy go bardzo uroczyście, ale warto wiedzieć, że to święto ma długą historię i różne oblicza w zależności od kraju. W naszej szkole, w której uczą się dzieci z różnych państw – święto to ma jeszcze większe znaczenie – łączy kultury i przypomina, że dzieciństwo to czas, który wszędzie powinien być pełen beztroski, zabawy i bezpieczeństwa. W naszym Kolegium każdy z nas przynosi swoją historię, kulturę i wspomnienia. Ale Dzień Dziecka to coś, co łączy nas wszystkich. Bez względu na to, czy pochodzimy z Polski, Ukrainy, Rosji czy Kazachstanu – wszyscy zasługujemy na to, by być dziećmi: bawić się, rozwijać, czuć się bezpiecznie i kochani.
Pomysł zorganizowania święta poświęconego dzieciom zrodził się po II wojnie światowej. Oficjalnie Międzynarodowy Dzień Dziecka został ustanowiony w 1954 roku przez ONZ, jako forma promowania praw dziecka i ich ochrony. Różne kraje obchodzą to święto w różnych terminach, ale cel pozostaje ten sam – pokazać, jak ważne są dzieci i jak bardzo zasługują na miłość oraz wsparcie.
W Polsce Dzień Dziecka obchodzony jest 1 czerwca. W szkołach często organizuje się wtedy pikniki, gry, zawody sportowe i wycieczki. Dzieci dostają upominki, a lekcje są skracane albo całkiem odwołane. Wiele rodzin wspólnie spędza ten dzień – idą do kina, na lody, do zoo albo po prostu razem odpoczywają. Jednak w wielu miejscach Dzień Dziecka to także okazja, by mówić o poważniejszych sprawach – o prawie do edukacji, bezpieczeństwa, zdrowia. Organizacje społeczne i szkoły przypominają, że nie każde dziecko ma równe szanse, i że dorosłych obowiązkiem jest to zmieniać.
Czy warto świętować? Zdecydowanie tak! Dzień Dziecka przypomina dorosłym, że dzieci to nie tylko przyszłość – to także teraźniejszość, o którą trzeba dbać każdego dnia. A dla nas – uczniów – to doskonała okazja, by po prostu cieszyć się życiem, spędzić czas z przyjaciółmi i być razem. Wszystkim dzieciom – dużym i małym – życzymy uśmiechu, spełnienia marzeń i ogromu miłości!
Olga Biriukowa, kl. II Liceum Kolegium św. S. Kostki
Na skrzyżowaniu wielu nacji – a Polska wciąż jedna!
“Nasza rodzina zawsze była częścią Polski. Zawsze podążaliśmy za polskimi tradycjami, a kuchnia w naszym domu była również polska.”- tak mówi matka rodziny Kurylo o podtrzymywaniu polskich tradycji w ich rodzinie. Państwo Kurylowie w swoich korzeniach posiadają szlachecką przeszłość, a ich losy toczyły się na skrzyżowaniu Polski, Białorusi i Ukrainy.
Po stronie matki wszystko zaczyna się w wiosce Olpień, która znajdowała się w województwie brzeskim. Do 1939 roku mieszkała tam drobna i skromnie żyjąca szlachta. Wielu nosiło potrójne nazwiska, które odzwierciedlały więzi rodzinne i tę miejscowość. Antonina Leszkiewicz-Zinowicz-Olpieńska i jej mąż Aleksander Leszkiewicz-Zinowicz-Olpieński byli właśnie takimi szlachcicami. Aleksander kierował cegielnią i zajmował szanowaną pozycję w społeczeństwie.
Wraz z nadejściem 1939 roku i władzy radzieckiej rozpoczął się proces aktywnej rusyfikacji: język polski został wyparty, wprowadzono prawosławie, nazwiska zostały uproszczone — potrójne formy zniknęły jako relikt minionego świata.
W 1943 roku Aleksander został zastrzelony przez niemieckich okupantów, a Antonina została sama z trójką dzieci: Aleksandrem, Marią i Haliną. Ich losy rozeszły się po różnych drogach. Maria studiowała w Łunińcu, a następnie poślubiła Kazimierza Boguckiego i przeniosła się z nim do Błonia pod Warszawą. Związek z tą gałęzią rodziny został utracony wiele lat temu. Halina wyszła za mąż za Maksymiliana Sokołowskiego i przeprowadziła się do Bydgoszczy. Z jej synem, Zdzisławem, rodzina nadal utrzymuje kontakt, a matka Haliny nawet odwiedzała ją, kiedy jeszcze żyła.
Syn Aleksander pozostał w Olpienie – obecnie stało się ono terytorium Białorusi. Jego los zakończył się tragicznie: zginął w wypadku samochodowym, pozostawiając troje dzieci – Ludmiłę, Eugenię i Irenę. Każdy z nich poszedł własną drogą, ale w sercu nosił cząstkę pamięci przodków. Irena mieszka obecnie w Mielcu, niedaleko Krakowa; Eugenia osiadła w Brześciu, a Ludmiła znalazła swój dom w Kijowie. To Ludmiła stała się żywym połączeniem między przeszłością a teraźniejszością — jest babcią ze strony matki, matką Niki, przedstawicielki następnego pokolenia. Przez nią ciągnie się wątek czasu łączący starą szlachecką Polskę ze współczesnym życiem w różnych zakątkach Europy.
Po stronie ojca historia przenosi się do innego zakątka dawnej Polski – miasta Dobromil, położonego wśród wzgórz, do 1939 roku należącego do Rzeczypospolitej, a następnie wchodzącego w skład Ukrainy. Tutaj w 1917 roku urodziła się Kupnicka Pawlina, prababcia ze strony ojca. Pochodziła z dużej, silnej rodziny, w której szacunek dla pracy i tradycji rodzinnych był sprawą honoru. W wieku siedemnastu lat, za pośrednictwem swojego brata, poznała Basiliusza Kurylo, utalentowanego stolarza, mistrza swojego rzemiosła. Bazyli posiadał własny warsztat, uczył uczniów, wprowadzał najnowsze technologie w tym czasie, a pewnego dnia powierzono mu przywrócenie krzesła samego Metropolity Andrzeja Szeptyckiego — jako symbol uznania jego wyjątkowego mistrzostwa.
Rodzina Pavliny i Basiliusa była silna i przyjazna. Mieli troje dzieci: Jarosława, Wandę i Irenę. Początkowo mieszkali w Dobromilu, ale później przenieśli się do Lwowa — miasta, w którym przeplatały się kultury i losy, i który stał się dla nich stałym domem. Tutaj minęło całe ich dalsze życie, tutaj znaleźli swoje ostatnie miejsce spoczynku. Do tej pory na jednym z lwowskich cmentarzy można znaleźć ich pomniki — jako przypomnienie korzeni, które mimo zmian zapuściły głębokie pędy w poczet historii.
Jarosław, dziadek ze strony ojca, urodził się w 1936 roku. Żył długie i dostojne życie we Lwowie – najpierw pod rządami sowieckimi, a następnie w niepodległej Ukrainie. Jego siostry, Wanda i Irena, również pozostały w tym mieście. Wanda zmarła latem 2024 roku, a Irina żyje już 83 lata swojego życia i przechowuje w swojej pamięci bezcenne wspomnienia z minionych dziesięcioleci.
W latach współczesnych, wypełnionych wiedzą o wszystkich tradycjach, historiach i patriotyzmie, dzieci rodziny Kurylo – Anastazja i Anatolij wyjeżdżają do Polski. Tak rozwijała się historia tej rodziny – na skrzyżowaniu narodów, granic i epok. Zmieniały się flagi, prawa, języki, ale niezmienna pozostała wewnętrzna więź z Polską, z jej tradycjami, wiarą i kulturą. I w każdej gałęzi tego drzewa rodowego – czy to Brześcia, Bydgoszczy, Kijowa, Lwowa, Błonia czy Mielec — żywa jest ta sama niewidzialna nić, która łączy przeszłość i teraźniejszość, czyniąc rodzinę częścią wielkiej historii Europy.
Historię rodziny Kurylów spisała Wiktoria Gadecka
Kresy w literaturze i sercu
Nowogródek i Wilno, to miejsca, o których rozpisywał się Adam Mickiewicz, Lwów – miasto rodzinne Marii Konopnickiej, Drohobycz – centrum świata dla Brunona Schulza, a wszystkie te miejscowości to dzisiejsze Kresy Wschodnie. Większość historyków określa Kresy jako obszary leżące na wschodnim pograniczu II Rzeczypospolitej – Wileńszczyzna, Zachodnia Białoruś oraz Galicja Wschodnia. Były to
tereny zamieszkane przez wiele narodów: Polaków, Białorusinów, Litwinów, Ukraińców, Żydów.
W czasie rozbiorów Polski Kresy Wschodnie, oprócz Galicji, znajdowały się pod panowaniem Imperium Rosyjskiego. Władze rosyjskie już wtedy nie były sprzyjające Polakom, uważały ich za naród niepokorny i obawiały się buntu. Dlatego starały się zniszczyć polską kulturę, język, a przede wszystkim świadomość narodową. Konsekwencją takiej polityki władz rosyjskich były także prześladowania. W 1817 roku na Uniwersytecie Wileńskim powstało Towarzystwo Filomatów, którego celami były samokształcenie oraz doskonalenie własnego charakteru, z czasem na spotkaniach filomatów zaczęto poruszać tematy społeczne, polityczne
i patriotyczne. Jego założycielami byli m. in. Adam Mickiewicz, Jan Czeczot, Tomasz Zan. Trzy lata później powstało Towarzystwo Filaretów o podobnym charakterze. W 1823 roku rosyjski senator Nikołaj Nowosilcow, chcąc wkupić się w łaski cara, doprowadził do zamknięcia towarzystw i aresztowania ich członków. Adam Mickiewicz, który był uczestnikiem tych wydarzeń, opisał je w dramacie romantycznym „Dziady cz. III”. W utworze zostały pokazane konkretne przykłady prześladowań młodzieży polskiej. Jednym z nich jest historia Cichowskiego. Młodziutki chłopak został złapany przez władze carskie, a jego żonie powiedziano, że popełnił samobójstwo. W więzieniu torturowano go psychicznie i fizycznie. Mimo to, Cichowski był niezłomny i nie wydał żadnego ze swoich kolegów.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku Kresy Wschodnie powróciły do Rzeczpospolitej. Jednak już na początku II wojny światowej te obszary znalazły się pod okupacją radziecką, a tuż po
zakończeniu wojny zostały wcielone do ZSRR. Józef Mackiewicz – polski dziennikarz i pisarz, który w tym czasie mieszkał na Wileńszczyźnie, na własne oczy zobaczył, jak system totalitarny, w tym przypadku
sowiecki komunizm, może zniszczyć nie tylko jednostkę, ale całe społeczeństwo. W swojej książce „Droga donikąd” opisał masowe prześladowania i aresztowania Polaków przez NKWD i NKGB, właśnie na tym obszarze. Przedstawił mechanizmy terroru, jakie bolszewizm stosował wobec zwykłych ludzi. Mackiewicz pokazuje, jak ideologia podporządkowuje wszystko – prawdę, moralność, uczucia – i jak skutecznie potrafi przeobrazić wolnych ludzi w posłusznych niewolników.
Niektórzy historycy poszerzają pojęcie Kresów Wschodnich do wschodniej granicy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czyli cała Litwa, Białoruś oraz Zachodnia część Ukrainy. Pochodzę z Witebska, czyli też z Kresów
Wschodnich w rozszerzonym ujęciu. Moje miasto nazywano jest często miastem malarzy, pochodził stąd słynny artysta Marc Chagall – czołowy przedstawiciel kubizmu w malarstwie. Moja rodzina też doświadczyła obawy przed prześladowaniami sowietów. Na tych terenach mieszkało wielu Polaków, m. in. moja prababcia, Teresa Korzeniewska. Po II wojnie światowej musiała odnowić swoje dokumenty i bała się wpisać tam, że jest Polką ze względu na możliwe dalsze prześladowania. Prababcia nawet swoim córkom mówiła, że jest Białorusinką, taki miała lęk przez całe życie.
Kresy Wschodnie po II wojnie światowej zostały wcielone do republik radzieckich, a ludność polska zamieszkująca te tereny musiała opuścić swoje domy i przesiedlić się do Ziem Odzyskanych. Kresy nadal pozostają obszarem budzącym wiele emocji wśród Polaków, którzy swymi korzeniami wywodzą się właśnie stąd. Były one małą ojczyzną wielu słynnych Polaków, były miejscem urodzenia, cierpień, obiektem nostalgii wielu zwykłych ludzi, co pokazuje nam m. in. literatura. Właśnie w takich historiach, losach ludzkich trwa pamięć o znaczącym dla kultury polskiej terenie, a także o tym, jak ważna jest tożsamość narodowa i walka o nią.
Stanisława Leonova, tegoroczna maturzystka Kolegium